Wspomnienia
Wspomnienia Łucji Barwikowskiej
W maju 1943 r. do mojego zakładu pracy w Katasteramt, przyszło gestapo i zostałam aresztowana. Wraz ze mną aresztowano rodziców i siostrę Teresę. Ja miałam wówczas 16 lat, a Teresa 14. Przez tydzień przebywaliśmy w ciemnej piwnicy na gestapo. Potem przewieziono nas do obozu koncentracyjnego Stutthof. Tak jak naszą rodzinę, w tym samym czasie aresztowano 6 innych rodzin wraz z dziećmi. Co się stało?
Po napaści Niemiec na Polskę i po przyłączeniu naszych ziem do III Rzeszy nastąpił całkowity reżim. Nie wolno było na ulicach rozmawiać po polsku. Nas wyrzucono z mieszkania, do dużo mniejszego i o bardziej prymitywnym wyposażeniu. Ponieważ to była III Rzesza, młodych mężczyzn przymusowo wcielano do wojska. Tak też zrobiono z moim bratem i 6 innymi młodymi mężczyznami z sąsiedztwa. Podczas transportu kolejowego przez neutralną Szwecję (która wyraziła na przejazd wojsk niemieckich zgodę!), cała siódemka wykorzystała okazję i w nocy, podczas jazdy, wyskoczyli z transportu. W Szwecji zgłosili się, że chcą walczyć na froncie przeciwko faszyzmowi. Zostali samolotem przetransportowani do Wielkiej Brytanii, gdzie wstąpili do RAF-u. Po tej ucieczce, całe rodziny uciekinierów zostały aresztowane i osadzone w KL Stutthof.
W Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie wpisano, iż te rodziny nie mogą być zwolnione z obozu, z uwagi na zagrożenie interesów III Rzeszy. Rok pobytu w KL Stutthof znaczyło dla nas - życie za drutami, SS-mani, psy, zapach palonych ciał w krematorium, ciężka przymusowa praca. Nie do opisania! Dookoła śmierć i poniżenie godności ludzkiej. Do dziś prześladuje mnie widok ludzkich szkieletów.
Od maja do jesieni pracowałam przy najcięższych pracach polowych, zimą w Werkstätten DAW (Deutsche Ausrüstungs Werke), satlerei i gurtweberei. Jeszcze może taka mała dygresja (epizod). W zimie 43 r. wraz z siostrą i paroma innymi dziewczynami z naszego baraku, chciałyśmy się zemścić na jednym kapo, którego często obserwowałyśmy jak znęca się i bije więźniów. Wieczorem, już po wieczornym apelu, odczekałyśmy na niego, przewróciłyśmy jego na ziemię i śniegiem z ziemią tarliśmy po twarzy. Kara dla bloku była natychmiastowa. Cały blok w ubiorach do spania musiał wyjść na apel i stał tak długo, aż garście śniegu, które kazano nam wziąć do wyciągniętych rąk nie stopniały. Nawiasem mówiąc, po wyzwoleniu obozu, niektórzy z kapo i aufseherinnen SS, w tym ten kapo, o którym wspomniałam, zostali schwytani. Osądzono ich. Wyrok wykonano w Gdańsku.
Po rocznym pobycie w obozie Stutthof, w maju 1944 r. moją siostrę Teresę, koleżankę niedoli Bronkę oraz mnie przewieziono do obozu Ravensbrück. Najgorsze w tym wszystkim było to, że rozdzielono nas z mamą. Ona potrzebowała naszej pomocy i wsparcia tak samo jak my jej. Brakowało nam tego.
W Ravensbrück ogolono nas z włosów, co było bardzo poniżające i przekazano do Jugend KL Uckermark. Po krótkim pobycie w bloku A, znowu nas rozdzielono do różnych bloków. Siostra do bloku 1, Bronka do bloku 3, a ja do S-Bloku. Tam były inne szykany, między innymi nie mogłyśmy w ogóle ze sobą rozmawiać, straciłam kontakt z siostrą. Pracowałyśmy w różnych grupach: Strickerei, Waldkommando, Hofkomando i innych. Bronka pracowała w Kanninchenzucht, siostra w Wäscherei. Po ucieczce Lagerläuferin przydzielono mnie na jej stanowisko i pomoc w rewirze. W krótkim czasie zaprowadzono naszą trójkę do lekarzy w Ravensbrück na pseudomedyczne badania ginekologiczne. To było dla nas bardzo wstydliwe i poniżające. Bronkę, po tych ginekologicznych eksperymentach, co później po wyzwoleniu stwierdzono, pozbawiono możliwości urodzenia dzieci.
Po jakimś czasie, zawieziono mnie do innego miejsca, niedaleko Ravensbrück (może Lychen?). Tam przechodziłam różne inne badania. To miejsce wyglądało na jakieś sanatorium, piękne obejście, trawniki. Krótko przed wyzwoleniem obozu – ostatnie 3 tygodnie – przewieziono nas do Fürstenbergu do przymusowej pracy. Siostrę i mnie do jakiegoś małego hoteliku i restauracji w centrum miasta, a Bronkę do pracy w szpitalu.
Zaraz po wkroczeniu wojsk radzieckich, postanowiłyśmy powrócić do rodzinnego domu, mając nadzieję na spotkanie z rodzicami i bliskimi. Długa była droga do domu. Na piechotę, z poranionymi nogami, pokonałyśmy ok. 300 km, pozostałe 300 km. jechałyśmy pociągami w odkrytych wagonach towarowych. Domu już nie było, został zbombardowany. Mamy też nie było.
Przy ewakuacji obozu Stutthof, część więźniów, w tym również nasza mama, została transportem morskim – barkami rzecznymi – wywieziona do portu w Neustadt. Tam była masakra. Bombardowanie portu przez aliantów. Następnie wkroczyło wojsko angielskie. Część więźniów zginęła podczas bombardowań, a część – w tym nasza mama i mama Bronki – dostały się do szpitala w Neustadt. Niestety na progu wolności 11.05.1945r. nasza mama zmarła. Bronki mama zmarła niecały miesiąc później – 08.06.1945r.
Najwięcej siły do przetrwania tej okropności dawała nam nadzieja, że ta gehenna musi się skończyć. Będziemy wolni. Zobaczymy swoich bliskich i mamy skołatane serce się uspokoi. Nie wolno było przestać wierzyć, że życie nie może byś tak okrutne, że świat można uczynić trochę lepszym i żyć w pokoju i przyjaźni.
Koszmary po tych przeżyciach pozostały. Przez jakiś czas nie zamykałam drzwi do mieszkania. A do tej pory, nie mogę zasnąć przy zasłoniętych oknach.