Wspomnienia
Wspomnienia żołnierzy niemieckich z 1939 roku
Aby uzyskać pełen obraz walk o Tczew, we wrześniu 1939 należy zapoznać się z relacjami niemieckiej strony. Prezentujemy fragmenty ksiązki Rolfa Michaelisa "SS Heimwehr Danzig im Polenfeldzug" ze wspomnieniami żołnierzy atakujących nasze miasto.
"Znaczenie miasta Tczewa dla niemieckiego dowództwa było niezwykle ważne, ze względu na 837 metrowy most kolejowy łączący Prusy Wschodnie z Niemiecką Rzeszą. W wydanym przez OKW (Oberkommando der Wehrmacht) w 1939 r. opisie militarno- geograficznym Polski zaznaczono tczewski most jako bardzo istotny punkt strategiczny. Przyjmując, że Polska jest świadoma strategicznego znaczenia mostu, należało uwzględnić przy planowaniu ataku na pierwszym miejscu obronę z zaskoczenia. Pod uwagę powinien być wzięty dostęp do mostu od strony Prus Wschodnich, natomiast końcowy atak miała wspomóc gdańska SS-Heimwehr.
W Prusach Wschodnich powstała grupa Medem składająca się z :
1 Bataillon des Grenzwacht-Regimentes (1 Batalion pułku ochrony pogranicza)
1 Infantiere- Ersatz-Bataillon (1 Batalion zastępczy piechoty)
1 Leichten Artillerie-Abteilung (1 lekki oddział atrylerii)
1 Kampanie des Pionier-Bataillons (1 Kompania batalionu saperów)
1 Eisenbahn-Panzerzug (1 Pociąg panzerny)
Plan wyglądał następująco: część grupy Medem miała zająć most, ukrywając się w pociągu towarowym, podczas gdy siły powietrzne (Luftwaffe) miały zaatakować strategiczne punkty w Tczewie, natomiast SS-Heimwehr miała zapewnić od strony północno-wschodniej połączenie z mostem. Za pociągiem towarowym jechał pociąg pancerny(jako koń trojański), którego zadaniem była obrona podbitego już mostu. Polskim urzędnikom kolejowym udało się jednak skierować na dworcu w Szymankowie nadjeżdżający pociąg pancerny na inny tor i odpalić rakietę świetlną. W ten sposób została ostrzeżona załoga broniąca mostu. Kiedy pociąg towarowy chciał przejechać most, zablokowano wjazd. Wraz z atakiem niemieckich sił powietrznych, Polacy otworzyli ogień w kierunku najeżdżającego pociągu towarowego i wysadzili most. W ten sposób nasze przedsięwzięcie nie doszło do skutku.
Pierwszego września 1939 roku, koło godziny drugiej w nocy w liczbie 1200 żołnierzy gdańska SS-Heimwehr dotarła do pozycji wyjściowej koło Rębielcza (na północ od Tczewa). Rozkaz brzmiał: Połączyć się z jednostkami z Prus Wschodnich i zabezpieczać. Herbert Schönfeld wspomina:
„Od połowy sierpnia 1939 roku pojawiało się więcej fałszywych alarmów. W kwaterach leżały przygotowane do wyjazdu ekwipunki marszowo-szturmowe. Alarmy były podawane wszędzie do wiadomości, obojętnie gdzie się znajdowaliśmy: w kinie, teatrze, w lokalach: „Gdańska Heimwehr niezwłocznie do kwater”. Każdy pojazd, każda taksówka były zatrzymywane, aby dowieźć nas jak najszybciej do miejscowości Maćkowy. W nocy pierwszego września 1939 rozpoczęto operację . Stawiliśmy się, a nasz dowódca kompanii wygłosił krótką mowę: Przez groby do nowej sławy i do nowych czynów! Maszerowaliśmy przez Gdańsk Orunię do granicy, w kierunku Tczewa. Na początku panowała nerwowa atmosfera. Pewnego razu zdarzyło się nawet, że zostaliśmy ostrzelani przez swoich pilotów…
Nad ranem żołnierze przekroczyli granicę i szli przez Miłobądz w kierunku Dąbrówki. Przy wale kolejowym, oddalonym około 1500 metrów od obrzeży miasta Tczew, Polacy otworzyli ogień ofensywny, przez co jednostki Gdańskiej SS-Heimwehr aż do wieczora pozostały na swojej pozycji. Dopiero przy wsparciu sił powietrznych i ciężkiej artylerii, żołnierze mogli wkroczyć do Tczewa. W samym mieście dochodziło jeszcze do pojedynczych ruchów oporu, które ustały dopiero 5 września 1939 roku. O trudnościach w przeprowadzeniu akcji wspomina Wanzel Woldrich:
„ Byłem pierwszym strzelcem lekkiego karabinu maszynowego i już podczas pierwszego dnia walki zostałem zraniony. Nasza pierwsza kampania I Pluton już w pierwszych dniach wypełniła większość rozkazów. Z naszego I Plutonu było pięciu zabitych i pięciu rannych.”
Willi Fischer również został ranny pierwszego września 1939 roku.
„Urodziłem się 29 maja 1917 roku w Gdańsku. Po ukończeniu szkoły powszechnej uczęszczałem do Realschule w Malborku i od 1936 do 1938 r. byłem rekrutem w pułku jazdy konnej w miejscowości Wystruć. Mając świadomość, że moja ojczyzna jest zagrożona atakami ze strony Polski, wstąpiłem wraz z innymi rezerwistami do Heimwehr. Zostaliśmy odebrani w Nowym Dworze Gdańskim i stamtąd dotarliśmy do Berlina-Adlershof. W okolicach Rębielcza zostałem ciężko zraniony: postrzał rdzenia kręgowego. Od razu zabrano mnie do szpitala w Gdańsku, a potem samolotem do Berlin-Hohenlychen. Zostałem operowany, wstawiono mi srebrną płytkę i z powrotem do Gdańska. W tamtejszym szpitalu SS-Obersturmbannführer Goetze odznaczył mnie w obecności SS- Hauptsturmführer Baier Żelaznym Krzyżem 2 klasy. Potem trafiłem do polowego szpitala wojskowego Bayrisch-Zelt.”
Ernst Päpper wspomina:
„Rankiem 1 września 1939 roku znajdowałem się również ze swoją drużyną przy wale kolejowym, przed Tczewem. Przeszliśmy wał w pobliże działek po lewej stronie tunelu, tylko dlatego, że nie dotarł do mnie rozkaz dotarcia jedynie do wału kolejowego. W tym czasie strzelec Behrend został ranny. Upewniwszy się, że nie jesteśmy w stanie przedrzeć się przez silny ostrzał nieprzyjaciela, wróciłem ze swoją drużyną z powrotem za wał kolejowy. Prawie cały batalion znajdował się na wyjściowej pozycji. Polacy bronili się naprawdę dzielnie.”
Kiedy przy pomocy sił powietrznych obrona na obrzeżach miasta została pokonana, przy częściowo zbombardowanym moście wkroczyła Gdańska SS-Heimwehr i wraz z częścią grupy Medem zabezpieczyła od strony wschodniej na zachodnią, budowę mostu pontonowego przez Wisłę. Leo Wilm wspomina pierwsze dni września:
Jako motocyklista podlegałem bezpośrednio naszemu komendantowi SS - Obersturmbannführer Hansowi-Friedemann Goetze. 31 sierpnia 1939 roku otrzymałem rozkaz udania się do Rębielcza, gdzie u pewnego gospodarza miałem utworzyć punkt dowodzenia. Hans-Friedemann Goetze miał o drugiej w nocy dołączyć wraz z batalionem. Koło Pruszcza Gdańskiego zauważyłem działa. Pierwsza myśl, jaka mnie naszła: Czy tym razem to na poważnie? W Rębielczu od razu odszukałem właściwego człowieka, który został już wcześniej o wszystkim poinformowany. Tak więc nie potrzebowałem niczego wyjaśniać. O drugiej rano przybył również komandor, który przekazał mi wykaz położenia poszczególnych kompanii i nakazał przyprowadzić do sztabu dowódców kompanii. Tam wyjaśnił sytuację i oznajmił, że o godzinie 4.45 przyleci dwupłatowiec i wystrzeli czerwoną racę oznajmiającą początek ataku.
Podczas natarcia dotarliśmy aż do wału kolejowego, jednak nie mogliśmy przedrzeć się dalej. Po obserwacji, komandor rozkazał przyprowadzić adiutanta Westermann’a, dowódcę plutonu z działem przeciwpancernym, jak również zgromadzić granaty ręczne, w celu poprowadzenia pod jego dowództwem oddziału szturmowego w ataku na Tczew. Pomimo mocnych ostrzałów nieprzyjaciela udało nam się przedrzeć za pierwszym razem i przy pomocy okopów chronić ulicę. Towarzyszyło nam działo przeciwpancerne, jednakże z czasem zostało unieszkodliwione. Pomimo tego dotarliśmy do pierwszych domów i zlikwidowaliśmy pojedyncze gniazda karabinów maszynowych, po czym wycofaliśmy się. Po naszym odwrocie Goetze otrzymał wiadomość, że wysłano samoloty, aby ułatwić nam zdobycie Tczewa.
Musiało być koło godziny 15, kiedy niebo się otworzyło i zaczęło grzmieć i lunął na nas rzęsisty deszcz. Odgłosy grzmotów i strzałów były do nieodróżnienia. Kiedy nadciągnęły samoloty i na Tczew spadały pierwsze bomby, nasze pozycje zostały również trafione i ponieśliśmy straty. Zdarzyło się to po tym, jak nasi żołnierze z powodu deszczu zdjęli mokre mundury, a w brązowych koszulach wyglądaliśmy jak polscy żołnierze.”
Pluton Kurta Enns miał za zadanie przede wszystkim zachowanie bezpieczeństwa w Gdańsku, a dopiero później towarzyszył działaniom SS-Heimwehr Danzig:
„Podczas, gdy my znajdowaliśmy się na polu i czekaliśmy, aż nieprzyjaciel zaatakuje, inne kompanie SS-Heimwehr miały za zadanie zdobycie Tczewa. SS-Oberscharführer Krone i radiotelegrafista byli w ciągłym kontakcie radiowym, dzięki czemu każdy wiedział, co dzieje się na polu walki. Dowiadywaliśmy się o wypadach granatników i niebezpiecznych snajperów, których ofiarami padali w szczególności motocykliści przenoszący meldunki. Najczęściej były to pojedyncze strzały w głowę, które gwarantowały pewną śmierć. Na naszym miejscu nic się tego dnia nie wydarzyło . Późnym wieczorem ogarnęło mnie zmęczenie i musiałem prawdopodobnie zasnąć, kiedy przyszedł rozkaz zbiórki. Samochodami pojechaliśmy do Tczewa. Nasz SS-Obersturmführer Prechtl chodził od wozu do wozu i rozweselał nas, uśmiechając się przy tym zwycięsko. W tym momencie był wszędzie mile widziany.
Kiedy o świcie wkroczyliśmy do Tczewa, stały tam już IG-Kompanie (kompania dział piechoty), Panzerabwehr-Kompanien (kompanie przeciwpancerne) i liczne, umorusane w błocie, Schützen-Kompanien (kompanie strzelców). Również nasz komandor batalionu Goetze znajdował się tutaj. Miasto już pierwszego dnia zostało przejęte przez SS-Heimwehr. W tym czasie w wielu dzielnicach przeprowadzane były akcje oczyszczania. Koło południa maszerowaliśmy ku nowym celom. Poza miastem, na wysokości, z której rozlegał się dalekosiężny widok, utworzyliśmy bezpieczny punkt obserwacyjny. Istniało bowiem niebezpieczeństwo, że Polacy będą chcieli odbić miasto, gdyż nadal nie było wiadomo, gdzie ukrywają się polskie jednostki. Jednakże następnego dnia porzuciliśmy nasze punkty obserwacyjne. Podczas gdy zajmowaliśmy miejsca w samochodzie, przyszedł rozkaz, że cały batalion w drodze powrotnej ma najpierw przejechać przez Gdańsk, a dopiero na końcu udać się na spoczynek do miejscowości Maćkowy. Kiedy przyjechaliśmy do miasta, powitał nas niewyobrażalny triumf ze wszystkich stron. Nagle zostaliśmy zasypani kwiatami i słodyczami. Zastanawiając był fakt, skąd tysiące ludzi miało w tym niedzielnym dniu te wszystkie rzeczy. Przecież sklepy tego dnia były zamknięte…”