Książki nie czytałam , jedynie dostępne w Internecie fragmenty, z których tczewskie wątki zamieszczam:
Moja droga zaczęła się w Tczewie, bo tu się urodziłem 5 VI 1930 r., jako syn Jana Szerlego i Heleny z domu Malak. Ojciec mój był kupcem oraz właścicielem Hotelu Centralnego, restauracji, ponadto dzierżawił Grand Hotel w Tczewie.
Mama pochodziła z rodziny ziemiańskiej. Moimi chrzestnymi byli dziadek Jan Malak i babcia Małgorzata Paszylk (po śmierci pierwszego męża dziadka Scherle, który zginął na pierwszej wojnie światowej jako żołnierz niemieckiej armii; wyszła za mąż po raz drugi za Wiktora Paszylka. Dziadek Malak miał w Prusach Wschodnich majątek Szarlotowo (Charlottenhof )obecnie Dziaduszyn. W czasie plebiscytu optował na rzecz Polski i dlatego musiał swój majątek sprzedać i wyjechać do Polski. Ponieważ na granicy Niemcy zabrali mu wszystkie pieniądze, skarżył rząd Polski o rekompensatę.
W wyniku parcelacji na Pomorzu otrzymał resztówkę z parcelowanej ziemi. Miał teraz dosyć duże gospodarstwo, którym się zajmował.
Ochrzczony zostałem w kościele, który się mieścił naprzeciw naszego mieszkania, dosłownie przez ulicę. Na chrzcie otrzymałem imiona Zenon Szczęsny.
Wiem, że ojciec mój był pracowity i bystry w interesach. Pamiętam, że wybrał się na roczną wycieczkę statkiem do różnych krajów. Przywiózł nam rozmaite pamiątki: migdały na gałązce, kastaniety, straszak inkrustowany i mnóstwo fotografii. Mama jako młoda mężatka musiała zarządzać wszystkim. Miała dobre przygotowanie, bo ukończyła szkołę u zakonnic, gdzie uczono młode dziewczyny wszelkich prac gospodarczych, takich jak: gotowanie, pranie, haftowanie, szycie, itp. Ciężko pracowała, zarządzając około 40-osobowym personelem, a wszystkie stanowiska wymagały dopilnowania i kontroli. Zdarzały się kradzieże; pamiętam, że dziwiłem się, jako dziecko, widząc w toaletach zszyte brzegami ręczniki, by nie ukradli ich ani goście, ani służba. Ludzie, jak to ludzie, mieli swoje słabostki. Na srebrnych łyżkach, widelcach i nożach hotelowych był wygrawerowany nasz monogram.
http://www.publio.pl/files/samples/d1/c ... e_demo.pdfPrzyszedł dzień pójścia do szkoły. Jako sześciolatek wkraczałem w mury szkolne odprowadzany z wszelkimi honorami z ogromną tekturową ozdobną tubą pełną cukierków. W szkole był porządek, nikt w czasie lekcji nie rozmawiał. Każdy patrzył w nauczyciela jak w obrazek. Krzyki były jedynie na boisku. Byłem słaby fizycznie i bałem się, że mnie obiją mocniejsi. Miałem jednak „goryla”, który w razie, czego mnie bronił. Kupowałem go sobie za różne dziecięce drobiazgi, np. piękne buteleczki w kształcie kolorowego kogucika po perfumach mamy. Ulubionym miejscem zabawy moim i siostry był płaski dach kryty papą nad kuchnią hotelową. Pamiętam ciężką chorobę mojej siostry. Okna zasłonięte i w takim półmroku noszono ją na rękach. Miała zapalenie płuc, wszyscy się za nią modlili. Wiem, że mama prosiła siostry zakonne o modlitwy.
Znałem te zakonnice, bo chodziłem do ich przedszkola. Wszystkie przedszkolaki nosiły jednakowe fartuchy. Mamusi się to podobało, ponieważ biedne dzieci w ten sposób nie różniły się od bogatych. Nasze siostry wincentki przygotowały bajkę, którą graliśmy na dużej scenie jakiejś sali teatralnej. Miałem piękny strój krasnoludka. Seledynowy z błyszczącej satyny z białym fartuchem. Całości ubioru dopełniała czapka z dużym pomponem i buciki z zakrzywionymi do góry czubkami, także z pomponami. Kiedy podniosła się kurtyna, zobaczyłem mnóstwo widzów.
Mama należała do Stowarzyszenia Dobroczynnego pań Św. Wincentego a Paulo. Uczestniczyła w różnych imprezach i balach na rzecz ubogich.
Ojciec nie dawał mi nigdy pieniędzy. Nie znałem wcale ich wartości, o czym świadczą pewne zdarzenia. Otóż pewnego dnia, kiedy babcia pokazywała mi srebrną pięciozłotówkę, capnąłem monetę i pobiegłem do sklepu papierniczego kupić arkusze z żołnierzami do wycinania. Sklepikarz ogromnie się zdziwił, słysząc, że ma za wszystko mi je sprzedać; nawet nie miał aż tyle arkuszy w swoim sklepie. Dobrze, że babcia przybiegła i wszystko wyjaśniła. Pamiętam też staruszkę, która strugała ziemniaki do kuchni hotelowej. Wyżebrałem od niej 5 groszy i kupiłem sobie sznekę z glansem (drożdżówka upieczona na wzór domku ślimaka). Wynikła z tego wielka awantura. „Jak mogłeś zabrać biednej kobiecie pieniądze, ty, który masz wszystko?”– złajano mnie. Właściwie mogłem wszystko kupować bez pieniędzy. Sklepikarz zapisywał w zeszycie, a ojciec później mu płacił.
Ks. Zenon Szerle urodził się w 1930 roku, w Tczewie. Po studiach teologicznych w Warmińskim Seminarium Duchownym „Hosianum” w Olsztynie, otrzymał święcenia kapłańskie w 1955 roku. Odbył studia specjalistyczne, w zakresie teologii moralnej w Akademii Teologii Katolickiej, w Warszawie. Po krótkim okresie pracy wykładowcy i wychowawcy w seminarium, pracował w duszpasterstwie parafialnym, jako wikariusz i proboszcz. Ksiądz Zenon Szerle, kapłan warmiński, a od 1992 roku elbląski, Obecnie na emeryturze pełni posługę kapelana w domu zgromadzenia sióstr Benedyktynek w Kwidzynie. Ks. Szerle cieszy się szacunkiem biskupów warmińskich i elbląskich. Został odznaczony kapelanią honorową Jego Świątobliwości papieża Jana Pawła II. Posiada tytuł kanonika zasłużonego kapituły, dawnej katedry pomezańskiej pw. św. Jana w Kwidzynie. Książkę można nabyć w księgarniach internetowych . Niestety, nie ma jej w zbiorach tczewskiej MBP.