Drogi Mieczysławie,
Przecież Ty ni mnie, ni więcej, sugerujesz, by dać sobie spokój z toczącymi się już działaniami związanymi z odbudową mostu, zainicjowanymi, przez jego zarządcę, czyli starostwo i rozpocząć jakieś alternatywne działania. Nawet pełen dobrej woli, nie mogę uznać, by realnym problemom, jaki przed nami stanęły, proponowane przez Ciebie działania przyniosły jakieś rozwiązania.
Nie wiem dlaczego nie przyjmujesz do wiadomości wyartykułowanego przeze mnie już parę razy faktu, że najpoważniejszym problemem historycznej odbudowy mostu są fundusze na ten cel. To ich brak jest źródłem wszelkich naszych debat.
Zapewnić je może tylko i wyłącznie Warszawa, która nie traktuje całej akcji bynajmniej jako „ratowania zabytku”. I właśnie o finanse rozegra się w tej sprawie batalia. Jak ktoś wierzy, że po 20 latach zabiegów nagle jedno, czy drugie ministerstwo uznało rangę naszego zabytku i sfinansuje nam wszystko, to przepraszam, ale chyba nie oglądał od 2008 roku TV i nie słyszał o kryzysie...
Starostwo, jako zarządca obiektu, występuje jako główny partner warszawskiego „dobrego wujka”. A ów „dobry wujek” złożył jedynie obietnicę, z którą stać może wiele rzeczy. Notabene te głosy prezydenta Pobłockiego i senatora Grzyba, są dla mnie przede wszystkim dowodem na to, że lokalni politycy mają świadomość, jak bardzo mgławicowe są na dzień dzisiejszy deklaracje ministra Nowaka....
Dziś debatujemy nad kwestią projektu odbudowy, które przygotowuje starostwo. Zdobyło na niego pieniądze i opracowało procedurę jego przygotowania. Mi też się naturalnie marzyłyby jak najszersze konsultacje etc., ale nie mogę obrażać się na fakty.
Rzecz jasna możemy założyć, że konserwator zabytków będzie tak szczegółowy, że po prostu ostatecznie podyktuje praktykantom, kreska, po kresce całą koncepcję i nikt, ani starosta, ani my, nie będzie miał za wiele do gadania. Może się zdarzyć także tak, że ministerstwu nie spodoba się to, co zaprojektują dla starostwa i przygotuje własną, całkiem inna koncepcję. Oraz wiele innych rzeczy. Na dziś jednak jedynym realnym działaniem mającym na celu odbudowę mostu jest ów starościński projekt i albo chcemy się włączyć w jego tworzenie albo nie. W tej materii sprawa jest banalnie prosta.
Dalej niestety wkraczamy już w odmęty interpretacji.
Po pierwsze skąd owo przekonanie, że właśnie walory zabytkowe zadecydowały o obietnicach funduszów dla mostu? Obydwa argumenty (potrzeby mieszkańców i historia) pojawiały się bowiem w rzeczonych zabiegach praktycznie zawsze obok siebie, a w relacjach dziennikarskich wątek „komunikacyjny” wręcz zawsze dominował (bo czytelnik łatwiej zawsze utożsami się z biednym mieszkańcem Lisewa niż jakimś miłośnikiem historii). Z tego co mówią nasi lokalni „partyjni działacze”, to właśnie ten wątek komunikacyjny (mający proste przełożenie na wyborcze głosy) miał jednak zaważyć na złożeniu obietnicy przez ministra. Czy tak było? Pojęcia nie mam, ale dowodów na to, że Warszawa daje nam pieniądze głównie po to, by ratować zbytek mi trochę brakuje...
Po drugie dlaczego Komitet według mnie okazał się na tym etapie „błędnym zagraniem taktycznym” wyraźnie napisałem i nie wiem co tu jeszcze tłumaczyć. Nie zostały według mnie wykorzystane wszystkie potencjalne atuty takiego ciała i bez urazy, ale ja nie widzę jakościowej różnicy, gdyby rzeczone postulaty i argumenty wobec mediów i włodarzy wygłaszali nie przedstawiciele Komitetu, ale np. Dawnego Tczewa, czy choćby osoby fizyczne. A takowa powinna przecież być! Takie jest moje odczucie, a jak wiadomo z prywatnymi uczuciami, jak z gustem, nie ma co dyskutować...
Prosiłbym jedynie by nie imputować mi, że sobie na temat Komitetu opinię wyrabiam z relacji prasowych. Niestety nie, bo akurat na ich podstawie, to bym piał jedynie z zachwytu (prasę drukowaną, jak już wspominałem trzeba umieć interpretować
).
Oceny natomiast, tego, na ile to właśnie internetowa aktywność Komitetu „przebudziła” opinię społeczną, się nie podejmę - jak najbardziej doceniam, acz mając świadomość, że wielkim zainteresowaniem tczewian i wielu osób spoza naszego miasta tematyka mostu tczewskiego cieszyła się na długo przed powołaniem tego ciała.
Wracając natomiast do faktów, to niezmiernie mnie dziwi bardzo jakaś eksplozja emocji pod adresem władz starostwa. Chyba nikogo, kto brał udział ostatnimi laty w jakichkolwiek „konsultacjach społecznych” w Tczewie nie zdziwiła za bardzo ich forma, ani godzina. Termin „konsultacje” jest notorycznie nadużywany, a nasi samorządowcy niezbyt udolnie potrafią się posługiwać tym narzędziem (które, dobrze wykorzystane mogło by im szalenie ułatwić urzędnicze życie).
Sedno tkwi jednak w tym, że nawet nasze tczewskie doświadczenie uczy, że jedynym skutecznym narzędziem uczącym urzędników wsłuchiwania się w głos mieszkańców, jest prowadzenie z nimi merytorycznej rozmowy, nawet gdy czasem odnosi się wrażenie, że odbiór po drugiej stronie ma konsystencję zbliżona do muru. Obrażaniem się na urzędników, czy co gorsza obrażaniem samych urzędników, nikt jeszcze niczego sensownego nie zdziałał, zwłaszcza w sprawie, gdy chodzi o decyzje od tych urzędników uzależnioną.
A czytając choćby wczorajszy post na facebooku SKOM-u, dotyczący rzekomych deklaracji starosty dotyczących pełnej dobudowy mostu, widać wyraźnie, że mamy już prawdziwą rozmowę głuchego ze ślepym: sami sobie określamy kiedy starosta coś nam obiecał oraz kiedy nam się z tych obietnic wycofał. Zaś to, że starosta tczewski w tym wywiadzie nawet nie zająknął się na temat historyczności odbudowy, zaś na konsultacjach nie odezwał się ani słowem, to już drobny nieistotny szczegół, który w walce o słuszną sprawę może przecież umknąć....
Reasumując:
W mojej ocenie dzisiejsze działania starostwa maja jedną zasadniczą zaletę – są najlepszym możliwym narzędziem, które może wymusić na drogowcach z Warszawy sfinansowanie remontu naszego mostu. A z różnorakich potencjalnych możliwości uratowania naszego zabytku, pieniądze od ministra Nowaka, wydają się na dziś jedynym realnym rozwiązaniem.
Mimo, że przyjęte, ogólne założenia przetargu na projekt nie są idealne, przedstawiono taką procedurę jego opracowania, że zainteresowani powinni mieć jeszcze realną szansę na wpłynięcie na jego kształt. Dzięki informacjom uzyskanym na spotkaniu nie musimy „czekać z założonymi rękami”, ale możemy się dobrze przygotować do rozmów z projektantami (oraz Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków, o którym niektórzy Koledzy, w przeciwieństwie do władz starostwa całkiem chyba zapomnieli).
Jak będziemy wiedzieli z kim należało będzie rozmawiać o projekcie, to chętnie sami zorganizujemy robocze spotkanie w celu wypracowania jak najbardziej jednolitego stanowiska wszystkich podmiotów, którym zależy na historycznym kształcie mostu. Acz uczciwie dziś stwierdzam, że do merytorycznej dyskusji niezbyt zachęca mnie ton pobrzmiewający w niektórych wypowiedziach w tej materii.
Oby nadchodzące święta wyciszyły niepotrzebne emocje i pozwoliły się skupić na merytorycznym dialogu.
Pozdrawiam
Michał