Jan Strelau doskonale pamięta dzień 1 września 1939 r.Na Pomorzu istniał taki zwyczaj, przejęty zapewne z Niemiec, że uczeń w dniu rozpoczęcia nauki szkolnej otrzymuje dużą, spiczastą torbę ze słodyczami, przypominającą czapkę krasnoludka.(…) A z tą torbą sytuacja była o tyle śmieszna, że przychodzili z nią tylko pierwszoklasiści, więc trochę mnie to krępowało
Profesor opisał ucieczkę rodziny na wozach w stronę Świecia, ataki niemieckich sztukasów, rozsiewających serie z karabinów maszynowych po furmankach, polską kawalerię galopującą z szablami w rękach. Po parunastu dniach Szneiderowie wrócili do Tczewa.„ To w Tczewie rozpoczęła się druga wojna światowa, to w tym mieście spadły pierwsze bomby i dopiero po paru minutach (13 lub 14 minut później) padły strzały na Westerplatte. Co się okazało? Tczewski most był jedynym łącznikiem Pomorza z Malborkiem, Elblągiem i Królewcem – był to słynny korytarz, do którego Niemcy rościli sobie pretensje. Warto dodać, że pod względem architektonicznym był jednym z najpiękniejszych w Europie. (…) Rzeczywiście bomby niemieckie spadły, ale nie na most, lecz na centrum dowodzenia saperów
A podczas wojny :
Interesujące (aczkolwiek niedokładne) są wspomnienia profesora dotyczące pierwszych miesięcy 1945 r.„(…) należałem do młodzieży co nieco rozrabiającej. Mieszkaliśmy nad Wisłą. Wśród kolegów absolutnie honorowym wyczynem było przepłynięcie na drugi brzeg rzeki.(…) Często przepływaliśmy Wisłę, chociaż jeden z moich kolegów, Kazik Neubauer, przypłacił to życiem. Wciągnęły go wiry. Mieliśmy też inną, bardziej ryzykowną zabawę w okresie zimowym. Kiedy płynęły kry, wskakiwaliśmy na nie i przeskakiwaliśmy potem z jednej na drugą – wygrywał ten, kto najdłużej wykonywał tę czynność.
Kiedy pomyślę o końcu wojny, to czasem pojawiają mi się przed oczyma takie migawki. Nieraz widywałem furmanki wiozące trupy zamarzniętych Niemców – leżeli sztywno jeden na drugim. 2 lutego 1945 roku wojska radzieckie wkroczyły do Tczewa. Tamta zima była jedną z najcięższych spośród tych, które pamiętam. Wisła była tak skuta lodem, że przejeżdżały przez nią czołgi. Jak już mówiłem, Niemcy uciekali wcześniej, zanim Sowieci przybyli do Tczewa z Królewca, Elbląga i Malborka. Tę masę zamarzniętych trupów wywożono na niemiecki cmentarz.
Zaraz po wojnie Jan Strelau kontynuował naukę w tczewskim gimnazjum aż do lutego 1947 r., kiedy rodzina przeprowadziła się do Bytowa.Pamiętam, że na przełomie stycznia i lutego wiozłem furmanką jakiś towar. Był nalot radzieckich samolotów, a ja w tym czasie znajdowałem się na tczewskim rynku. Nie zszedłem z furmanki, choć w pobliżu spadło parę bomb. Bałem się, ale nie wpadłem w panikę i jakoś dojechałem do domu. Mieszkaliśmy na rogu ulic Okrzei i Szopena. Następnego dnia też było bombardowanie. Gdy usłyszeliśmy alarm, nasza rodzina wraz z dziadkami schroniła się w piwnicy. Piwnica miała solidne sklepienie łukowe, które gwarantowało, że tak łatwo się nie zawali. W którymś momencie babcia, a może moja mama, zawołała, że potrzebny jest nóż. „Idźcie do kuchni” – i posłała po ten nóż dziadka i mnie. Do kuchni prowadziły drewniane schody, będące swego rodzaju przybudówką do domu. Bodaj minutę czy dwie po naszym powrocie z kuchni spadły na nią bomby – została doszczętnie zniszczona. Spadły także na część naszego mieszkania – wyrwały cały róg domu, w którym mieścił się nasz duży pokój. Dwa domy dalej mieszkał mój kolega. On i jego siostra leżeli zabici na chodniku przed swoim domem. Przez parę miesięcy mieszkaliśmy w warunkach dość prymitywnych
W tekście pojawia się kilka niejasności:
– „2 lutego 1945 roku wojska radzieckie wkroczyły do Tczewa.”
- „Pamiętam, że na przełomie stycznia i lutego wiozłem furmanką jakiś towar. Był nalot radzieckich samolotów(…)”
- Podpis pod fotografią „ Pokazuję mojej żonie i córce Krysi dom przy ul. Szopena 17, w którym mieszkaliśmy do 1947 roku” . Z tekstu nie wynika, kiedy przeprowadzili się do tego domu.
Wspomnienia z dzieciństwa profesora Jana Strelau zawarte są w ebooku na stronie http://cyfroteka.pl/ebooki/Jan_Strelau_ ... 460i123716